Umówiłem się z Łukaszem, właścicielem MGarage, że zgarnie mnie z dworca w Tarnobrzegu. Fajnie było jeszcze przez chwilę z perspektywy obserwatora zobaczyć nadjeżdżającą Smoczycę. W zasadzie to najpierw ją usłyszałem, a dopiero potem zobaczyłem. Od tego momentu zapomniałem o jakichkolwiek problemach życia doczesnego. Zanim pojechaliśmy do siedziby firmy, odwiedziliśmy jeszcze mało uczęszczaną uliczkę na skraju tarnobrzeskiego lasu, żeby wykonać kilka pamiątkowych zdjęć. Zapewne wkrótce pojawią się na profilu MGarage, ja przy okazji też coś tak cyknąłem.
Jak widać, z przodu auto nie zmieniło się w zasadzie wcale, dokładnie w takiej formie odstawiałem je w 2018 roku, wtedy jeszcze do Groupe AIE. Jedynym drobnym szczegółem jest logo na grillu po stronie kierowcy. Z tyłu natomiast dość wyraźnie w oczy rzuca się wydech - dwie końcówki o średnicy 3" po obu stronach auta. Zawsze brakowało mi tej symetrii w E34 i teraz jestem bardzo zadowolony z wyglądu. To tyle na zewnątrz. Najwięcej zmian zaszło oczywiście pod maską. Tutaj trzeba przyznać, że jest pięknie. Co prawda widziałem (i Wy za pośrednictwem tego bloga również) komorę silnika w trakcie prac, ale wtedy nie robiła zbytnio wrażenia. Jednak teraz, po lakierowaniu i poukładaniu wszystkiego efekt jest niesamowity. Całości dopełniły osłony cewek w kolorze auta. Zostały one dodatkowo wygłuszone od spodu, żeby zminimalizować niepożądane dźwięki. Na pierwszych zdjęciach są jeszcze "gołe", później założyłem naklejki z logo Dragonette. Początkowo chciałem kolektor i naklejki fioletowe. Z czasem, za namową MGarage postanowiłem jednak pomalować kolektor na czarno, jednak naklejki nadal nie miały ustalonej ostatecznej wersji. Dostałem więc kilka kompletów w różnych odcieniach fioletowego oraz czarne do samodzielnego naklejenia później.
Po krótkiej sesji pojechaliśmy się rozliczyć. Moja radocha była tak duża, że również na placu pod firmą musiałem porobić jakieś zdjęcia.
Po krótkiej sesji pojechaliśmy się rozliczyć. Moja radocha była tak duża, że również na placu pod firmą musiałem porobić jakieś zdjęcia.
Co do wydechu jeszcze - wycięcie po prawej stronie zostało dookoła obrobione i uzupełnione żywicą, aby odwzorować dokładnie kształt oryginalnego, po lewej.
Posprawdzałem sobie na wszelki wypadek standardowe rzeczy, które sprawdza się przed dłuższą podróżą, czyli m.in. działanie wszystkich świateł i tego typu rzeczy. Po rozliczeniu się wyruszyłem w drogę powrotną do Poznania, zaczynając ją od razu jeszcze w Tarnobrzegu od wizyty na stacji i zatankowaniu do pełna. Zbiornik ma prawdopodobnie 50 litrów pojemności, jednak ze względu na niewielką rozbieżność we wskazaniach czujnika poziomu paliwa (po szczegóły odsyłam do poprzedniego postu), wolę nie czekać na absolutnie pusty bak i postanowiłem tankować, kiedy wskazówka jest około 2 milimetry ponad początkiem skali. W ten sposób za pierwszym razem weszło 31 litrów. Mniej więcej w połowie trasy trzeba było zatankować po raz drugi. 34 litry do pełna i można jechać dalej. Ostatni raz był już 17 kilometrów przed Poznaniem, więc ignorując to ostatnie tankowanie i te ostatnie kilometry, mamy 65 litrów spalone na 469 km. To daje całkiem niezły jak na 6,2 litra pojemności wynik - 13,86 l/100 km. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy liczyłem spalanie w tym aucie. I to wyłącznie z ciekawości oraz aby wiedzieć, co odpowiadać, bo niestety często jest to pierwsze, o co ludzie pytają... Poniżej zdjęcie widoku, który będę obserwować mniej więcej co 200 km, oraz krótki filmik z pierwszymi wrażeniami nagrany na postoju w trasie.
Posprawdzałem sobie na wszelki wypadek standardowe rzeczy, które sprawdza się przed dłuższą podróżą, czyli m.in. działanie wszystkich świateł i tego typu rzeczy. Po rozliczeniu się wyruszyłem w drogę powrotną do Poznania, zaczynając ją od razu jeszcze w Tarnobrzegu od wizyty na stacji i zatankowaniu do pełna. Zbiornik ma prawdopodobnie 50 litrów pojemności, jednak ze względu na niewielką rozbieżność we wskazaniach czujnika poziomu paliwa (po szczegóły odsyłam do poprzedniego postu), wolę nie czekać na absolutnie pusty bak i postanowiłem tankować, kiedy wskazówka jest około 2 milimetry ponad początkiem skali. W ten sposób za pierwszym razem weszło 31 litrów. Mniej więcej w połowie trasy trzeba było zatankować po raz drugi. 34 litry do pełna i można jechać dalej. Ostatni raz był już 17 kilometrów przed Poznaniem, więc ignorując to ostatnie tankowanie i te ostatnie kilometry, mamy 65 litrów spalone na 469 km. To daje całkiem niezły jak na 6,2 litra pojemności wynik - 13,86 l/100 km. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy liczyłem spalanie w tym aucie. I to wyłącznie z ciekawości oraz aby wiedzieć, co odpowiadać, bo niestety często jest to pierwsze, o co ludzie pytają... Poniżej zdjęcie widoku, który będę obserwować mniej więcej co 200 km, oraz krótki filmik z pierwszymi wrażeniami nagrany na postoju w trasie.
I to tyle, jeśli chodzi o dzień odbioru. Smoczyca pokonała trasę bez żadnych problemów. Jazda dostarczyła mi niesamowitych wrażeń i chyba po raz pierwszy żałowałem, że to było tylko niecałe 500 km, pokonane w niecałe 6,5 godziny. Chciałoby się co najmniej jeszcze raz tyle.
Na drugi dzień od razu wybrałem się na przegląd, który mimo moich obaw auto przeszło całkowicie bezproblemowo. Panowie na stacji wręcz gratulowali osiągniętego efektu oraz bezkompromisowego podejścia do tematu - naprawdę tak miłego przeglądu jeszcze nigdy nie miałem. Ponieważ ostatni przegląd miał miejsce w grudniu 2017, a do tego skończyły mi się miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym, dostałem dokument dla Wydziału Komunikacji o pomyślnym przejściu badania technicznego. W dokumencie oczywiście uwzględnione zostały wszystkie potrzebne zmiany, czyli nowa pojemność, maksymalna moc wraz z obrotami, przy których jest osiągana oraz informacja o demontażu haka i instalacji gazowej. Z tym dokumentem udałem się do WK, gdzie również nie doświadczyłem żadnych problemów i obecnie czekam na wydanie nowego dowodu rejestracyjnego.
Po załatwieniu "papierkologii" skonsultowałem się z MGarage, aby wyjaśnić kilka kwestii, które zaobserwowałem podczas jazdy:
Po pierwsze, dopiero za połową trasy lewa noga zmęczyła mi się na tyle, że zacząłem na czerwonym wrzucać na luz. Wtedy to zauważyłem grzechotanie dochodzące od strony skrzyni lub sprzęgła. Bałem się, że uszkodziłem spieka podczas przyzwyczajania się do ruszania, które początkowo wychodziło mi, nie ukrywajmy, dosyć średnio. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku, po prostu lekkie koło zamachowe w połączeniu z brakiem jakiejkolwiek amortyzacji tarczy sprzęgła powoduje, że prędkość obrotowa wałka skrzyni szybko i często się zmienia, stąd to delikatne grzechotanie. We wszystkich driftowozach chłopaki mają te same skrzynie, wszystkie tak grzechoczą i wiele lat już jeżdżą w drifice i nic się nie dzieje. A więc trzeba to zaakceptować i tyle. Uff, zmartwienie z głowy.
Drugi temat to kwestia samej jazdy. Ciężko jest trzymać stałą prędkość na biegach 1, 2 i 3. Lekkie dotknięcie gazu i auto przyspiesza. Jeśli próbujemy trzymać gaz dosłownie na milimetr, to kończy się to szarpaniem, jakby auto na przemian na sekundę wyrywało do przodu, a potem nagle odpuszczało i tak w kółko. To prawdopodobnie efekt spieka w połączeniu z ogromną przepustnicą. Szybko się do tego przyzwyczaiłem, po prostu wystarczy trzymać się wyższych obrotów i generalnie jechać "ostrzej". Na wolniejsze przemieszczanie się też mam pomysł - w EMU można sobie ustawić mapę TPS, tzn. przy jakich obrotach jak pozycja pedału gazu ma się przekładać na otwarcie przepustnicy. Spróbuję sobie zrobić coś na zasadzie, że np. poniżej 2000 ma być 50% pozycji pedału, 2000 - 3000 75% a potem maks (oczywiście to tylko uproszczenie, trzeba zrobić to płynnie bo inaczej będzie nagły skok przy przekroczeniu progu). Dodatkowo często przy puszczeniu gazu z obrotów powyżej 2000 spadają one właśnie do wspomnianych 2000 i nie chcą zejść niżej. To wynika z ustawienia w EMU maksymalnych obrotów jałowych właśnie na 2000. Trochę celowy zabieg, dla bezpieczeństa, aby auto nie gasło podczas jazdy (ostry wałek robi swoje). Będę stopniowo zmniejszać tę wartość i obserwować zachowanie. Aktualnie po przestawieniu na 1800 nie zaobserwowałem niczego niepokojącego i przed kolejną dłuższą jazdą zamierzam zmniejszyć na 1500.
Ostatni "problem", choć ciężko to nazwać problemem, to wskazania obrotomierza. Troszeczkę przekłamują, bo przykładowo na piątym biegu przy niecałych 100 km/h, a na szóstym przy niecałych 120 km/h pokazuje 3000 obrotów, gdzie licząc przełożenia skrzyni powinno być około 2250. Z resztą da się to też "czuć" i słyszeć, że obroty są niższe, niż pokazuje obrotomierz. No i odcinka jest ustawiona na 6500, a igła leci poza skalę. To też już chyba rozwiązałem, policzyłem sobie proporcje i przestawiłem w EMU mnożnik z 3,5 na 2,63 i jest na pewno lepiej. Czy na pewno precyzyjnie? Nie wiem, bo tylko przestawiłem i zrobiłem na szybko 20 km. Wygląda ok, ale jeszcze na spokojnie porównam sobie to gdzieś podczas ładnej pogody na zewnątrz mając podpiętego kompa podczas jazdy. W garażu podziemnym nie mogę się tak bawić, bo po chwili włącza się alarm i powiadomienie o zbyt wysokiej ilości spalin.
No to tyle z ciekawostek, jak widzicie tak naprawdę żadne to problemy, bardziej coś, co mnie zaniepokoiło i chciałem wyjaśnić. Na szczęście obawy okazały się tylko obawami.
Po załatwieniu "papierkologii" skonsultowałem się z MGarage, aby wyjaśnić kilka kwestii, które zaobserwowałem podczas jazdy:
Po pierwsze, dopiero za połową trasy lewa noga zmęczyła mi się na tyle, że zacząłem na czerwonym wrzucać na luz. Wtedy to zauważyłem grzechotanie dochodzące od strony skrzyni lub sprzęgła. Bałem się, że uszkodziłem spieka podczas przyzwyczajania się do ruszania, które początkowo wychodziło mi, nie ukrywajmy, dosyć średnio. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku, po prostu lekkie koło zamachowe w połączeniu z brakiem jakiejkolwiek amortyzacji tarczy sprzęgła powoduje, że prędkość obrotowa wałka skrzyni szybko i często się zmienia, stąd to delikatne grzechotanie. We wszystkich driftowozach chłopaki mają te same skrzynie, wszystkie tak grzechoczą i wiele lat już jeżdżą w drifice i nic się nie dzieje. A więc trzeba to zaakceptować i tyle. Uff, zmartwienie z głowy.
Drugi temat to kwestia samej jazdy. Ciężko jest trzymać stałą prędkość na biegach 1, 2 i 3. Lekkie dotknięcie gazu i auto przyspiesza. Jeśli próbujemy trzymać gaz dosłownie na milimetr, to kończy się to szarpaniem, jakby auto na przemian na sekundę wyrywało do przodu, a potem nagle odpuszczało i tak w kółko. To prawdopodobnie efekt spieka w połączeniu z ogromną przepustnicą. Szybko się do tego przyzwyczaiłem, po prostu wystarczy trzymać się wyższych obrotów i generalnie jechać "ostrzej". Na wolniejsze przemieszczanie się też mam pomysł - w EMU można sobie ustawić mapę TPS, tzn. przy jakich obrotach jak pozycja pedału gazu ma się przekładać na otwarcie przepustnicy. Spróbuję sobie zrobić coś na zasadzie, że np. poniżej 2000 ma być 50% pozycji pedału, 2000 - 3000 75% a potem maks (oczywiście to tylko uproszczenie, trzeba zrobić to płynnie bo inaczej będzie nagły skok przy przekroczeniu progu). Dodatkowo często przy puszczeniu gazu z obrotów powyżej 2000 spadają one właśnie do wspomnianych 2000 i nie chcą zejść niżej. To wynika z ustawienia w EMU maksymalnych obrotów jałowych właśnie na 2000. Trochę celowy zabieg, dla bezpieczeństa, aby auto nie gasło podczas jazdy (ostry wałek robi swoje). Będę stopniowo zmniejszać tę wartość i obserwować zachowanie. Aktualnie po przestawieniu na 1800 nie zaobserwowałem niczego niepokojącego i przed kolejną dłuższą jazdą zamierzam zmniejszyć na 1500.
Ostatni "problem", choć ciężko to nazwać problemem, to wskazania obrotomierza. Troszeczkę przekłamują, bo przykładowo na piątym biegu przy niecałych 100 km/h, a na szóstym przy niecałych 120 km/h pokazuje 3000 obrotów, gdzie licząc przełożenia skrzyni powinno być około 2250. Z resztą da się to też "czuć" i słyszeć, że obroty są niższe, niż pokazuje obrotomierz. No i odcinka jest ustawiona na 6500, a igła leci poza skalę. To też już chyba rozwiązałem, policzyłem sobie proporcje i przestawiłem w EMU mnożnik z 3,5 na 2,63 i jest na pewno lepiej. Czy na pewno precyzyjnie? Nie wiem, bo tylko przestawiłem i zrobiłem na szybko 20 km. Wygląda ok, ale jeszcze na spokojnie porównam sobie to gdzieś podczas ładnej pogody na zewnątrz mając podpiętego kompa podczas jazdy. W garażu podziemnym nie mogę się tak bawić, bo po chwili włącza się alarm i powiadomienie o zbyt wysokiej ilości spalin.
No to tyle z ciekawostek, jak widzicie tak naprawdę żadne to problemy, bardziej coś, co mnie zaniepokoiło i chciałem wyjaśnić. Na szczęście obawy okazały się tylko obawami.
Ostatni temat - będąc jeszcze w Mogilnie zamontowałem naklejki na pokrywach. Dopełniły one całości i jest teraz chyba idealnie. Myślałem jeszcze nad przejechaniem napisów na kolektorze papierem ściernym, żeby zetrzeć warstwę czarnej farby i uczynić je bardziej widocznymi. Ale chyba odpuszczę ten pomysł, bo byłoby zbyt pstrokato. Z resztą oceńcie sami.
I to by było na tyle dzisiaj. W końcu udało mi się naskrobać jakiś dłuższy post. Kilka małych rzeczy zostało mi do dopracowania, ale na razie nie będę zdradzać szczegółów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.