Wybaczcie miniaturkę odbiegającą od treści i tonu tego postu, ale wolę na nią patrzeć taką. Zdjęcia z wypadku nadal rozrywają mi serce na kawałki.
Zabierałem się do pisania tego posta już kilka razy. Niestety dopiero teraz udało mi się sfinalizować ten temat. Za każdym razem, kiedy do tego siadałem, po chwili chciało mi się ryczeć i od nowa wpadałem w czarną rozpacz. Wybaczcie, że tym razem post będzie trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale trochę tego jest - chciałbym opisać wszystko dokładnie, a mam jeszcze kilka zaległych rzeczy, których po prostu nie zdążyłem wrzucić wcześniej.
Rzeczy wcześniej nieopisane
Ostatni post, jaki napisałem, dotyczył małych poprawek w MGarage. Wał, piasta, pompa wspomagania. Kiedy te tematy zostały zamknięte, tak naprawdę zostało uznać swap za całkowicie ukończony i cieszyć się jazdą. Niestety podczas powrotu dopadła mnie straszna ulewa. Ściana wody, kiepska widoczność i aquaplaning to rzeczy, które towarzyszyły mi podczas kilkugodzinnej jazdy autostradą do domu. Smoczyca poradziła sobie z tym oczywiście wzorowo, jedynie szkoda mi było, że tak zmokła i myślałem o tym, jak może wyglądać od spodu - zapewne zachlapana.
Po przyjeździe została dokładnie umyta z zewnątrz i zanotowałem sobie, żeby poszukać w Poznaniu miejsca, gdzie można auto umyć od spodu. Deszcz to czysta woda, ale jednak wolę kiedy auto jest w 100% czyste. Ponieważ wróciłem w piątek późnym wieczorem, a w niedzielę szykowało się zakończenie sezonu, to przystąpiłem od razu do wizualnego przygotowania auta, żeby ładnie prezentowało się na zdjęciach. Zdjąłem więc tablicę z przodu i założyłem zaślepkę. Ostatnio znalazła się także moja zaginiona walizeczka, w której miałem między innymi zapasowe znaczki na maskę, od razu więc wymieniłem, bo poprzedni już trochę był zmęczony.
Zakończenie sezonu
Dwa dni później, w niedzielę 17 października odbyło się Zakończenie Sezonu cyklu wydarzeń "Klasykiem Po Mieście". Nie było możliwości, żeby Smoczyca nie wzięła w nim udziału. Tym razem na wydarzenie przybyła ogromna ilość uczestników, ponad 200 zabytkowych i klasycznych aut. Delikatnie mówiąc, Poznań trochę się zakorkował. Jednak zwykle w przypadku stania w korku ludzie się denerwują, niecierpliwią. W tej sytuacji jednak każdy miał na twarzy uśmiech, bo to tylko zwiększało fotografom możliwości dobrego uchwycenia aut. Dwugodzinny przejazd po mieście standardowo już został zakończony krótkim spotkaniem na parkingu pod katedrą. Tam jak zwykle była możliwość porozmawiać z innymi pasjonatami, co sprawia radość równie wielką jak sama jazda. Auto dostało jeszcze piękne zdjęcie od autora sierpniowej sesji. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to ostatnie zdjęcie sprawnego auta...
Na dzień przed tragedią
Pod koniec października postanowiłem zacząć ostatni etap budowy auta, czyli zająć się wnętrzem. Powoli, bez ciśnienia. Pierwszym elementem, który psuł klimat w środku było radio Sony. Bardzo dobre radio, genialnie spełniające swoje zadanie w czasach kiedy je kupiłem, jednak teraz, w aucie weekendowym radio okazało się praktycznie nieużywane. Chciałem więc czegoś, co przede wszystkim będzie dobrze komponowało się z resztą elektroniki w aucie, ale nie chciałem jednocześnie tracić funkcji, do których się przyzwyczaiłem, takich jak odtwarzanie muzyki przez Bluetooth, czy pełnienie roli zestawu głośnomówiącego. Wybrałem więc znanego wszystkim Blaupunkta SQR46 we współczesnej odsłonie. Wbrew temu, co można wyczytać w Internecie, wcale nie wystaje on mocno z deski. Jest praktycznie równo z plastikową ramką, w którą jest wmontowany. Dużą jego zaletą jest możliwość ustawienia kolorystyki podświetlenia, żeby zgrać z pozostałymi elementami, a także... podtrzymanie pamięci po odłączeniu akumulatora, co w przypadku rzadko używanego auta jest bardzo ważne. Poniżej kilka zdjęć po montażu. Aparat trochę przekłamuje kolory, zwłaszcza przy słabym świetle i raz radio wydaje się bardziej żółte, a raz bardziej czerwone. W rzeczywistości jest bardzo podobne do reszty bursztynowego podświetlenia w aucie, tylko minimalnie bardziej wpada w czerwień.
Czarny dzień
Po ostatniej wizycie w MGarage miałem tylko jeden malutki problem - w drodze powrotnej zaczął mi piszczeć pasek. Chciałem wymienić sobie go sam, ale ponieważ nie dysponuję podnośnikiem uznałem, że wpadnę do znajomego pod Wrocław i szybko załatwimy temat, a przy okazji pogadamy sobie. To była fajna okazja na ostatni w tym roku wyjazd Smoczycy - od listopada miała zapaść w sen zimowy, a ja miałem zdemontować jej tylny zderzak i zawieźć go do malowania.
Z samego rana wyruszyłem więc w drogę zabierając ze sobą nowy pasek. Będąc już na miejscu zabraliśmy się za demontaż starego paska i tutaj spotkała nas niespodzianka - alternator w zasadzie odpadł. Okazało się, że oba uchwyty, na których się trzymał po prostu się urwały. Pasek, zamiast trzymać się na kole pasowym alternatora tak naprawdę utrzymywał go na miejscu. Stąd brało się piszczenie - pasek był poluzowany, a na dodatek nie szedł prosto, bo alternator się przekrzywił. Szybkie poszukiwanie i udało się znaleźć na miejscu inny, choć trochę mniejszy - 140A zamiast 180A. Czasowo udało się na styk, bo czekały mnie odwiedziny u rodziny ze względu na Wszystkich Świętych, a już planowałem powrót pociągiem.
Z samego rana wyruszyłem więc w drogę zabierając ze sobą nowy pasek. Będąc już na miejscu zabraliśmy się za demontaż starego paska i tutaj spotkała nas niespodzianka - alternator w zasadzie odpadł. Okazało się, że oba uchwyty, na których się trzymał po prostu się urwały. Pasek, zamiast trzymać się na kole pasowym alternatora tak naprawdę utrzymywał go na miejscu. Stąd brało się piszczenie - pasek był poluzowany, a na dodatek nie szedł prosto, bo alternator się przekrzywił. Szybkie poszukiwanie i udało się znaleźć na miejscu inny, choć trochę mniejszy - 140A zamiast 180A. Czasowo udało się na styk, bo czekały mnie odwiedziny u rodziny ze względu na Wszystkich Świętych, a już planowałem powrót pociągiem.
No i może byłoby lepiej, gdybym tak wracał... W każdym razie, udało się wyrobić czasowo więc na spokojnie wyruszyłem w drogę powrotną. Ujechałem około 80 km, kiedy spotkałem na swojej drodze ciężarówkę jadącą prawym pasem, a za nią srebrne kombi. Trzymało się cały czas za ciężarówką, więc na prostym odnotowaniu faktu jego istnienia zakończyłem zwracanie na niego uwagi. Mając jeszcze spory kawałek, przeskoczyłem na lewy pas i wziąłem się za wyprzedzanie. Kiedy byłem już przy tych dwóch pojazdach, kombi bez jakiejkolwiek sygnalizacji zabrało się za nagłe wyprzedzanie ciężarówki, wjeżdżając mi prosto przed maskę.
Zadziałałem odruchowo. Z całej siły wdepnąłem hamulec starając się nie staranować auta przede mną. Poczułem, że tył auta zaczyna odjeżdżać, więc próbowałem kontrować kierownicą, ale niestety nie do końca się udało. Całe zdarzenie miało miejsce na łuku, tył najpierw uciekł w prawo obracając autem o ponad 90 stopni. Uderzyłem w barierę najpierw przodem, potem kontynuując obrót od bariery odbił się tył. Następnie jeszcze jeden obrót i zatrzymałem się na trawie, przy barierze. Smoczyca została zniszczona. Sprawca wypadku natomiast nie został draśnięty. Uciekł, świadomie lub nie.
Co dalej?
Na razie auto pojechało do Mogilna, gdzie spędzi kilka miesięcy czekając na lepsze czasy w garażu. Ja dopiero co w maju zapłaciłem za swap, o wiele więcej niż początkowo zakładany budżet, więc pozbyłem się całej kasy przeznaczonej na auto. Potrzebuję trochę czasu, żeby cokolwiek odłożyć.
Co z autem potem? Na złom? Koniec projektu? Nie. To auto to kawał historii i ogromna część mojego życia. Nie wyobrażam sobie, żeby ta historia miała się tak szybko zakończyć i to jeszcze w taki sposób. Smoczyca będzie żyła nadal, w takiej formie w jakiej była ukończona w tym roku i w jakiej mogliście ją widzieć na pięknych zdjęciach z sesji. W najgorszym wypadku, jeśli okaże się, że obecne nadwozie zostało tak mocno uszkodzone, że nie nadaje się do dalszej jazdy, będziemy szukać dawcy zdrowej budy. Potem auto zostanie odbudowane. Czy z obecnym i naprawionym, czy z innym zakonserwowanym i pomalowanym nadwoziem, Złota Smoczyca znów wyjedzie na drogę.
Największą przeszkodą w odbudowie w tej chwili są po prostu pieniądze. Muszę odczekać kilka miesięcy, może nawet rok zanim uzbieram budżet na dalsze zabawy z autem. Ku mojemu zaskoczeniu, po informacji na fanpage'u odezwała się masa osób, które śledzą życie Smoczyczy od wielu lat. Proponowali mi założenie zrzutki, bo po prostu chcieli przyspieszyć powrót auta na drogę. Ja nie byłem przekonany, ale w końcu wyręczyła mnie narzeczona i jednak zrzutka ruszyła. Nie namawiam, nie zachęcam, nie proszę. Po prostu jeśli ktoś uzna, że śledzi temat i chciałby aby coś dalej się działo, to jest taka możliwość: https://zrzutka.pl/z/smoczyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.