Może na początku przypomnijmy jeszcze sobie, jak wyglądał wyświetlacz od skrzyni wcześniej:
Jak widać, nie było źle, zadanie swoje spełniał. Ale średnio wyglądał włożony jedynie do środka obudowy, nie wspominając już o zielonym podświetleniu, które nijak nie pasuje do reszty podświetlanych elementów we wnętrzu. Na zdjęciu zamiast wskazań ze sterownika skrzyni widać oczywiście jakieś sztucznie ustawione teksty pochodzące z Arduino, ale to nieistotne - po prostu testowałem sposób, w jaki sterownik może wyświetlać rzeczy na LCD, żeby tak samo rozwiązać wyświetlanie na nowym ekranie (nie mam u siebie całego auta Kamila, nie ma takiej potrzeby).
Docelowe umieszczenie i wygląd nowego LCD pokazywałem we wcześniejszym, wspomnianym na wstępie poście, więc nie będę się powtarzał. No to działamy dalej!
Na początku opracowałem dwa podejścia, bo istniało pewne ryzyko, że za zegarami może być dosyć ciasno. O nich więcej za chwilę, natomiast jedną częścią wspólną było wywiercenie otworu w obudowie zegarów, więc od tego zacząłem. Zdemontowałem płytę główną zegarów (wymagało to podcięcia/rozwiercenia plastikowych słupków trzymających ją na miejscu). Przy okazji wyczyściłem też plecki zegarów z dwudziestokilkuletniego kurzu.
Na zdjęciach w otwór włożone jest tymczasowe gniazdo, użyte tylko do przymiarki - na czymś musiałem przetestować, czy gniazdo o średnicy 12 mm będzie dobrze siedziało. Potem zabrałem się za pierwsze, preferowane podejście do gniazda. Postanowiłem wykorzystać złączkę mikrofonową CB, 4-pinową, kątową w celu oszczędzania miejsca.
Potem wysłałem do Kamila złożoną wydmuszkę zegarów i przewód do przymiarki. Niestety, okazało się, że brakuje dosłownie centymetra, żeby upchnąć całość na miejsce. Szkoda, bo złączka ta wygląda profesjonalnie i jest bezpieczna. No ale trudno. Zabrałem się więc za drugie podejście, a mianowicie gniazdo RJ-14. To już niestety rozwiązanie mniej eleganckie, ale nadal spełniające swoje zadanie, czyli doprowadzenie do zegarów czterech dodatkowych przewodów i umożliwiające szybkie rozłączanie. No i nie pozwalające na odwrotne podłączenie, co jest dużym ułatwieniem, bo do tej pory Kamil miał po prostu wtyczkę na 4 piny, które można było podłączyć na odwrót. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie głęboko pod kierownicę, podłączacie. Wyczołgujecie się, odpalacie auto. Nie działa. No to powtórka całej zabawy, bo wtyczka na odwrót...
Ponieważ w drugim podejściu przewód jest bardziej narażony na uszkodzenia, jest przepuszczony przez gumową przelotkę. Samo gniazdo, żeby się nie ruszało, przykręcone jest na dwie śruby z nakrętkami samohamującymi. Nie ma szans, żeby się rozkręciło przy normalnym używaniu.
Żeby zrobić miejsce na przejście kabla, musiałem lekko podciąć płytę główną. Oczywiście wcześniej dokładnie sprawdziłem, czy nie idą tam żadne ścieżki. Następnie przeciągnąłem kabelek i założyłem już płytę na miejsce. Jak wspomniałem wcześniej, słupki oryginalnie trzymające płytę musiałem podciąć lub rozwiercić, więc poprzewiercałem je na wylot (pogłębiłem otwory, gdzie było to konieczne) i poskładałem przy użyciu śrub. Wygląda jak oryginał.
Kolejnym krokiem było przewiercenie otworu w środkowej, białej ramce. Tam również założyłem przelotkę, choć już mniejszą. Przeciągnąłem przewód i sprawdziłem jaka długość kabla musi zostać pomiędzy dwoma częściami, żeby normalnie dało się uchylać obudowę na zawiasach.
No właśnie, zawiasy... Niestety ciężko jest znaleźć obudowę, która nie miałaby połamanych zawiasów. Lata lecą i robią swoje, plastik po takim czasie jest bardzo kruchy. Postanowiłem więc dorobić metalowe, które byłyby odporne na wielokrotne otwieranie. Dodatkowo, metalowe, solidne zawiasy będą mocno dociskały do siebie obie części obudowy, co zwiększy jej szczelność i może przedłuży zegarom życie. Kombinowałem z wieloma opcjami, ale najlepsze okazały się metalowe haczyki samoprzylepne. Uciąłem je na tyle ile było potrzebne, wyszlifowałem obudowę i przykleiłem haczyki na taśmę dwustronną, którą miały pod spodem, dodając jeszcze trochę Kropelki dla pewności. Efekt? Trzymają tak mocno, że można się na nich wieszać. Niestety w kwestii estetyki to zdecydowanie najgorsza część projektu zegarów. Nie dały mi spać przez kilka nocy i kompletnie zepsuły efekt końcowy... Dobrze chociaż, że nie będzie ich widać, ale wstydzę się, że coś takiego stworzyłem.
No i to tyle. Poprosiłem, żeby odesłali mi podstawkę prędkościomierza zanim zrobią tarcze, żebym mógł już podłączyć wszystko chociaż testowo. Zamówiłem nowy konwerter I2C, bo poprzedni wygląda jakby był już 5 razy przelutowywany i ma powyrywane ścieżki. Spróbuję zlutować go jakoś na stałe z LCD, żeby uniknąć zbędnej plątaniny kabli. Zrobiłem jeszcze gniazdko na końcu przeciągniętego przewodu, podłączane bezpośrednio do konwertera. Strzałka na końcu gniazda będzie wskazywała pierwszy pin, czyli GND. Ostatnim etapem będzie zamontowanie podświetlanych tarcz i ułożenie przewodów od nich i wpasowanie gdzieś kostki inwertera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.